Wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach jest nieprawomocny. Apelację co do uniewinnionych zapowiada prokuratura, a obrona chce walczyć o uniewinnienie osób skazanych.

Hala MTK zawaliła się 28 stycznia 2006 r., odbywały się w niej wówczas targi gołębi pocztowych. Na dachu o powierzchni hektara zalegała warstwa śniegu i lodu; według specjalistów jego ciężar wynosił około 190 kg na m kw. Zginęło wówczas 65 osób, a ponad 140 zostało rannych, 26 z nich doznało ciężkich obrażeń. Była to największa katastrofa budowlana w historii Polski.

Wyrok zapadł po trwającym ponad siedem lat procesie. Sentencję i ustne motywy orzeczenia sąd wygłaszał przez kilka godzin, wymieniając nazwiska wszystkich ofiar i ciężko rannych, a także ustalonych 1238 osób, które były narażone na niebezpieczeństwo, uczestnicząc w targach. Na ogłoszenie wyroku stawiło się dwóch oskarżonych.

Najsurowszą karę sąd wymierzył Jackowi J., uznając że jest ona adekwatna do jego roli oraz stopnia zawinienia. J. był autorem projektu wykonawczego hali, który znacząco odbiegał od projektu budowlanego. Sąd przypisał temu oskarżonemu umyślne sprowadzenie katastrofy z tzw. zamiarem ewentualnym, co znaczy, że według sądu mógł liczyć się z tym, iż budowla może się zawalić. Sędzia Elżbieta Przybyła przypomniała w uzasadnieniu wyroku, że projektant jest najważniejszą osobą w procesie budowlanym. Jacek J. - uznał sąd w wyroku - miał świadomość, że hala nie spełnia "kryteriów nośności".

Czytaj: Sąd: w MTK zdawali sobie sprawę z konieczności odśnieżania dachu >>>

Sąd w swych ustaleniach opierał się na opiniach biegłych, sprawozdaniu komisji powołanej po katastrofie przez Generalnego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz ekspertyzach ośrodków naukowych. W uzasadnieniu orzeczenia przywołał ekspertyzy specjalistów, którzy wskazali na liczne błędy konstrukcyjne i wadliwe rozwiązania w projekcie wykonawczym. Sąd przypomniał, że J. nie miał doświadczenia zawodowego ani nawet uprawnień projektowych.

Poza karą pozbawienia wolności, sąd zakazał Jackowi J. projektowania jakichkolwiek budowli przez 10 lat. Podobnie jak inni skazani ma też naprawić szkodę wobec kilku pokrzywdzonych i pokryć część kosztów procesu.

Według biegłych pawilon mógł runąć w każdej chwili, już od momentu wybudowania go. Przed katastrofą hala kilkakrotnie ulegała awarii. Ekspertyzę po jednej z nich, w 2002 r., wydawał rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., na tej podstawie wtedy naprawiono dach. Sąd skazał go na 5 lat więzienia za nieumyślne sprowadzenie katastrofy uznając, że nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Zdaniem oskarżenia, S. był powinien wystąpić o rozbiórkę pawilonu. Sędzia Przybyła przypomniała, że rzeczoznawca powinien wykonać ekspertyzę w pełnym zakresie. "Wtedy była okazja do sprawdzenia, że obiekt nie posiada odpowiedniej nośności, jego stan techniczny grozi co najmniej poważną awarią" - podkreśliła.

Na 4 lata więzienia została skazana Maria K., która była powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego. Sąd uznał ją za winną niedopełnienia obowiązków i nieumyślnego sprowadzenia katastrofy. Według aktu oskarżenia powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu pawilonu MTK pod naporem śniegu, nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia pawilonu z użytkowania.

Czytaj: Prokuratura zaskarży uniewinnienia ws. hali MTK >>>

Oskarżona tłumaczyła, że sygnału od strażaków był informacją o zagrożeniu, więc nie musiała podejmować przewidzianych w takich sytuacjach czynności. Sąd oddalił te argumenty i uznał, że K. powinna była m.in. wszcząć postępowanie, przeprowadzić kontrolę i zlecić ekspertyzę. Przywołując opinię biegłych sędzia Lucyna Schwarz-Okrzesik powiedziała, że gdyby po awarii inspektor zleciła ekspertyzę, ujawniłoby to wady konstrukcyjne pawilonu. To zapobiegłoby późniejszej katastrofie budowlanej – dodała. Poza karą więzienia sąd zakazał K. też zajmowania stanowiska powiatowego inspektora nadzoru budowlanego przez 10 lat.

Za winnych nieumyślnego sprowadzenia katastrofy zostali uznani b. szefowie MTK. B. członek zarządu spółki Nowozelandczyk Bruce R. oraz b. dyrektor techniczny Targów Adam H. zostali skazani na 3 lata więzienia, zaś inny członek zarządu Targów Ryszard Z. na 4 lata. Podobnie jak prokuratura, sąd uznał, że ci oskarżeni zdawali sobie sprawę, że hala może się zawalić, a jednak nie zrobili niczego, by temu zapobiec: nie zastosowali się do opinii specjalisty, który na krótko przed katastrofą zalecił odśnieżenie dachu, wykonanie obliczeń i wzmocnienie konstrukcji hali oraz nie odwołali targów gołębi.

Dach hali był co prawda odśnieżany na krótko przed katastrofą, ale według sądu zostało to przerwane z przyczyn finansowych przez Ryszarda Z. Oskarżony zaprzeczał, by wydawał takie polecenie. Twierdził, że na usuwanie śniegu przeznaczono znacznie więcej pieniędzy, niż zakładano.

Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonych, którzy mówili, że nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia i konieczności usuwania śniegu. Przewodniczący składu orzekającego sędzia Aleksander Sikora przypomniał, że hala była wcześniej naprawiana po awariach dachu. Do szefów spółki docierało też wiele informacji z różnych źródeł, które wyraźnie wskazywały na konieczność odśnieżania dachu, co zresztą robiono, także krótko przed katastrofą.

Sędzia Sikora podkreślił też, że zarząd MTK nie powinien dystansować się od poczynań poprzedników. Odniósł się w ten sposób do twierdzeń oskarżonych, którzy mówili, że nie zdawali sobie sprawy ze stanu technicznego hali. Zarząd miał obowiązek zapoznania się ze stanem spółki – zaznaczył przewodniczący składu orzekającego. Odnosząc się do wyjaśnień Bruce'a R., który podkreślał, że nie zna się na zagadnieniach technicznych i odpowiadali za to inni pracownicy spółki, sędzia podkreślił, że szefowi MTK musiały być znane uniwersalne zasady bezpiecznego użytkowania obiektu.

Czytaj: Sąd: kara dla Jacka J. - adekwatna do roli, jaką pełnił >>>

Uniewinniono przedstawicieli generalnego wykonawcy hali MTK Arkadiusza J., Andrzeja C. i Adama J., który był kierownikiem budowy. Zdaniem prokuratury po pierwszej awarii dachu, do której doszło już w trakcie budowy hali w 2000 r., powinni byli zweryfikować projekt wykonawczy i wzmocnić konstrukcję hali; awarii nie wpisali do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego.

Sąd uznał, że choć ci oskarżeni mieli odpowiednie kompetencje, to jednak nie mieli zdolności, by weryfikować np. pomiary ugięć konstrukcji dachu. Robił to twórca projektu wykonawczego, który zapewniał, że są one w normie. Jak zaznaczyła sędzia Schwarz-Okrzesik, odpowiedzialność przedstawicieli generalnego wykonawcy sąd rozpatrywał w kontekście zdarzenia ze stycznia 2000 r., kiedy praktycznie hala była dopiero zbudowana.

Odwołując się do opinii biegłych sąd wskazał, że choć obiekt m.in. nie był zgodny z polskimi normami, wykonawca zbudował go zgodnie z projektem wykonawczym, za który odpowiedzialny był Jacek J. Generalny wykonawca nie miał przy tym obowiązku badania zgodności projektów architektonicznego i wykonawczego, nie miał obowiązku weryfikowania projektu wykonawczego, a także nie miał do tego kompetencji. "Czyli ani nie musiał, ani nie był w stanie tego robić. Aby weryfikować tego typu rzeczy trzeba specjalnej wiedzy, specjalnych uprawnień" - zaznaczyła sędzia.

I choć biegli wskazali, że wskutek błędnego zaprojektowania hala przy normowym obciążeniu wchodziła w stan awaryjny i stwarzała zagrożenie, kierownik budowy generalnego wykonawcy nie miał np. zdolności przeliczania wyników pomiarów ugięć i weryfikowania ich. Stwierdzane ugięcia weryfikował u twórcy projektu wykonawczego, który wskazywał, że wartości są w normie. Ponadto sąd uznał, że generalnemu wykonawcy nie można przypisać odpowiedzialności za wybór wykonawcy projektu, według którego powstała hala.

"Trudno mówić o satysfakcji w tej sprawie, która dotyczy śmierci wielu osób, wielu rannych i tragedii ich rodzin” - powiedziała dziennikarzom prokurator Wychowałek-Szczygieł, która w mowie końcowej domagała się 10 lat dla Jacka J. i po 6 lat więzienia dla pozostałych oskarżonych. Zauważyła, że wyrok jest w dużej części zbieżny z argumentacją i oczekiwaniami oskarżenia.

Zapowiedziała, że prokuratura na pewno zaskarży uniewinnienie trzech oskarżonych. W przypadku innych, którym sąd wymierzył karę niższą niż wnosiła, prokuratura też rozważy apelację pod kątem jej surowości i adekwatności do stopnia społecznej szkodliwości.

Apelację od wyroku zapowiada też obrona. Jak argumentował obrońca Bruce'a R. mec. Grzegorz Słyszyk orzeczenie stwarza "bardzo niebezpieczny precedens" nie tylko dla członków zarządów spółek, ale dla wszystkich osób sprawujących kierownicze stanowiska. "Sąd poszedł tą drogą, że chce nałożyć bezwzględny obowiązek dla każdego nowo powołanego członka zarządu, albo np. prezydenta miasta – retrospektywnego zapoznawania się z dokumentacją dotyczącą całości działalności spółki" - przekonywał adwokat.

Apelację zapowiedział też m.in. obrońca Grzegorza S.

W związku z katastrofą hali MTK prokuratura oskarżyła pierwotnie 12 osób - jedna z nich dobrowolnie poddała się karze, inny oskarżony zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia. Proces ruszył w maju 2009 r. i był jednym z największych w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości.

Podczas siedmiu lat odbyło się ponad 200 rozpraw, które - jak obliczył jeden z adwokatów - trwały łącznie blisko 1250 godzin. W sprawie zgromadzono 305 tomów akt głównych. Przed sądem przesłuchano 141 świadków, zeznania wielu innych odczytano. Opinie składało aż pięć zespołów biegłych.(PAP)